czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 1

          Przyzwyczaiłam się już do ciągłych przeprowadzek. Mimo to strasznie cieszyłam się, że zamieszkam w Wiedniu.Okolica była śliczna. Nie mówię już o nowym, dwupiętrowym mieszkaniu. To przez pracę taty te ciągłe przeprowadzki, ale tu mieliśmy zostać na długo. 
          Bardzo mi się tu podobało. Okolica była taka schludna, czysta. Same piękne domy z przepięknymi ogrodami. Nie mieszkaliśmy w samym centrum, bo tego nawet bym nie chciała, ale miałam blisko do szkoły. Centrum Wiednia położone jest nisko, a jego obrzeża wyżej, bo jest tu górzysty teren, dlatego idąc ulicą naokoło były piękne widoki, nie wspominając już o widokach z okien w domu.
          Rozpakowałam się szybko. Najbardziej cieszyłam się z własnej łazienki. Wreszcie nie będę czekać aż brat skończy, żeby móc szykować się rano do szkoły. Mój pokój miał jasno kremowe ściany, a na całej jednej ścianie były białe okna sięgające aż do ziemi. W jednym roku, niedbale ustawione na skos stało duże łóżko z czarnymi ramami, na łóżku leżał mój mały piesek. Stały też białe wieszaki a na nich moje ubrania. Stało biórko, komoda a na niej kosmetyki. W domu panowała miła atmosfera, bo wszystkim się tu podobało. Nie miałam ochoty nigdzie dzisiaj wychodzić. Jutro nowy dzień szkoły, więc postanowiłam się przygotować.
           Wstałam o 7.00, bo do szkoły woziła nas mama. Szybko się wyszykowałam. Ubrałam jeansy i luźny biały krótki top na ramiączkach. Wyprostowałam moje długie brązowe włosy sięgające już prawie do pasa. Na dworze było bardzo ciepło. Luźny plecak leżał gotowy przy białych drzwiach w pokoju, chwyciłam go i zeszłam na dół. Ze względu na masę dużych białych okien, w domu było pięknie jasno. Prawie cały dom był biały i przestrzenny. Mama, elegancko ubrana szła dzisiaj na rozmowę kwalifikacyjną więc była wyraźnie podekscytowana. Zjadłam uszykowaną przez nią sałatkę popijając sokiem pomarańczowym i wyszliśmy. Na dworze była piękna pogoda. Wsiadłam z przodu do auta w podziemnym garażu i wyjechaliśmy. Do szkoły jechaliśmy zaledwie 5 minut. 
-"Narka"- krzyknęłam z uśmiechem na twarzy do młodszego o dwa lata brata. Chodził on dopiero do drugiej klas gimnazjum. Dla mnie był to dzień szczególny- zaczynałam tu pierwszą klasę liceum.
Mimo to, wszyscy się już tu znali. Zauważyłam to po tym, że wszyscy stali w grupkach i przed szkołą i wewnątrz, na korytarzu. Weszłam do sekretariatu. Panował tu straszny tłok. Stanęłam za ladą i przedstawiłam się. Otrzymałam rozkład zajęć, spis wymaganych przedmiotów, regulamin i kluczyk do nowej szafki z numerem. Numer 1954... 
-"To się naszukasz"- usłyszałam.
Odrazu się odwróciłam. Stał za mną chłopak. Był chyba azjatą.
-"Jestem Yitian"- ciągnął
-"Alex"- odpowiedziałam wyciągając dłoń, drugą ręką podtrzymując plik otrzymanych dokumentów
-"Pokażę ci, gdzie masz szafkę. Jestem tu trochę bardziej obeznany"- puścił mi oczko i zaczął prowadzić
-"W której jesteś w klasie?"- zapytałam bezsensownie bo odpowiedź niespecjalnie mnie interesowała
-"Druga, więc możesz jedynie jeść lunch w mojej paczce, przedstawię cię"- uśmiechnął się
-"Ok"- odpowiedziałam i wtedy doszliśmy już do szafki
-"To tutaj"- powiedział równo z rozbrzmiewającym dźwiękiem dzwonka na lekcje
Odwróciłam się na chwilę, aby włożyć kilka rzeczy do szafki, po czym ją zamknęłam. Yitiana już nie było obok, ulotnił się gdzieś. Wydawał się dosyć miły, ale to nie mój typ, po za tym był jakiś dziwnie śmiały. Spojrzałam na rozkład zajęć i numer sali. Naszczęście stałam tuż obok niej. Weszłam do klasy, wszyscy zajmowali miejsca. Usiadłam w trzeciej ławce pod oknem. Wszyscy obojętnie na mnie zerkali, oprócz jednej osoby. Przyglądał mi się uważnie bez skrępowania, co mnie trochę zawstydzało. Wszedł nauczyciel. Zaczęła się lekcja organizacyjna, ale ja nie mogłam się skupić. Zaczynał mnie denerwować jego wzrok. Nieświadomie co chwile poprawiałam włosy i koszulkę, którą miałam na sobie. Kim on jest?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz