piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 3

          Kolejny dzień zaczął się jak poprzedni. Ubrałam jasne jeansy, jasną koszulkę, jeansową kamizelkę z river island i wsunęłam znoszone turkusowe vansy. Wczoraj zapomniałam się spakować, więc niedbale wrzuciłam do granatowego plecaka mały piórnik, segregator i dwie książki (chemistry i physic). Zeszłam na dół, brat przeglądał kolejne wydanie sportowego magazynu jedząc kanapkę. Ja do naturalnego jogurtu wsypałam musli i usiadłam na hokerze obok niego.
          -"I jak w szkole?"- zagadałam
-"Dobrze..."-odpowiedział omijająco, ale zaraz dodał -"W sumie wolę towarzystwo z liceum, poznałem kilka   chłopaków, wpadną wieczorem"
-"Chłopaków z liceum? Nie wolałbyś poznać więcej ludzi ze swojego rocznika?"
-"Skończyliście śniadanie?"- rozmowę przerwała gotowa do wyjścia mama, która otrzymała pozytywną odpowiedź z firmy, w której dziś rozpoczynała etat.
Pospiesznie dokończyłam musli.
-"Pojedziemy dzisiaj po szkole na zakupy?"- Zapytałam mamy, myśląc o nowych trampkach i kilku topach
-"Jasne, że tak"- odpowiedziała bez zastanowienia mama, która najwyraźniej miała nadzieję na poprawienie się naszych relacji. Mieszając w Californii nasze kontakty były bardzo słabe, zarówno z nią jak i z ojcem, ponieważ byli tak zapracowani, że czasem nie rozmawialiśmy tygodniami. Nie mieli pojęcia o imprezach Toma (mojego brata) na których palili z kolegami marihuanę, ani o moich wyjściach. Tu miało się to zmienić.
-"Super"- zakończyłam odstawiając miskę do zmywarki.
          W szkole dzień zaczął się podobnie. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć wsadzoną tam wczoraj książkę do angielskiego, po czym ją zamknęłam.
-"Nie zjadłaś z nami wczoraj lunchu"- odwróciłam się, upewniając się, że to Yitian, który zaczynał być moim skojarzeniem zaskakujących przywitań.
-"Cześć"- odpowiedziałam z uśmiechem, co było zapewne sugestią, że wolę standardowe przywitania -"W ogóle nie jadłam wczoraj lunchu. Dzisiaj przyjdę"
-"Trzymam cię za słowo"- Odpowiedział odchodząc, gdyż zobaczył nadchodzącą paczkę swoich przyjaciół
Na szczęście niedługo trwały moje namysły co ze sobą zrobić, bo zadzwonił dzwonek na angielski. Udałam się do sali.
-"Hej!"- wyskoczyła Jess witając mnie uściskiem, chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do ławki, w której już wiedziałam, że będziemy siedzieć. Usiadłyśmy i po chwili nauczyciel był w klasie.
Sytuacja się odwróciła. To ja dziś przyglądałam się Bradowi, który dziwnie obojętnie omijał mnie wzrokiem. Nie mogłam go rozgryźć.
Lekcje do lunchu zleciały szybko. Razem z Jessicą zjadłyśmy obiad pośród przyjaciół Yitiana. Prawie wszyscy byli tam azjatami i wydawali się bardzo w porządku. Szczególnie Maya, która siedziała obok mnie chwaląc mój strój. Sama była ubrana bardzo ładnie. Była chinką, a na sobie miała ciemne obcisłe jeansy, czerwone nike blazer, jasną bluzkę z jakimś napisem, któremu się nie przyglądnęłam i czerwoną bluzę z białymi wstawkami. Miała bardzo długie, grube, proste włosy spięte w kuca na czubku głowy.
Rozglądnęłam się i zauważyłam, że przy okrągłym stoliku na drugim końcu pomieszczenia siedział Tom z kolegami, a wśród nich... Brad. Po części mnie to ucieszyło i miałam cichą nadzieję, że to on jest jednym z zaproszonych kolegów do nas dziś wieczorem.
Po szkole pojechałam z mamą na obiecane zakupy i kupiłam sobie kilka nowych ubrań, czarne conversy i trochę nowych kosmetyków. Dużo rozmawiałam z mamą w międzyczasie, z czego była wyraźnie zadowolona. Wróciłyśmy około 17.00. U brata w pokoju było bardzo głośno. Byłam ciekawa czy on tam jest, jednak głupio było mi wchodzić. Weszłam do swojego pokoju. Z bratem miałam wspólny taras, więc widziałam co jakiś czas przechodzących obok okien chłopaków. Zajęłam się rozpakowywaniem zakupów. Nagle bez pukania otworzyły się drzwi od mojego pokoju.
-"O boże, przepraszam. Jak widać dostałem zły opis gdzie znajduje się toaleta"- zaczął tłumaczyć się Brad.

2 komentarze: